Ibis Styles Bielsko – Biała – jak u Barei

W lipcu po raz drugi pojechaliśmy do Ibis Styles Bielsko-Biała, ponieważ mieliśmy w pamięci poprzedni wyjazd, tj. bardzo miłe wspomnienia z hotelu oraz samego miasta. Dlatego uznaliśmy, że warto by znów je zobaczyć i dokładniej zwiedzić.
Do samego hotelu dotarliśmy znacznie wcześniej niż ostatnio i nawet spokojnie znalazło się miejsce na bezpłatnym parkingu (dostępny jest również płatny – monitorowany). Przy recepcji była mała kolejka. Po krótkiej chwili czekania miła pani recepcjonistka powitała nas i sprawnie zameldowała. Niestety nie otrzymaliśmy upgrade (zmienił się regulamin i się w tej marce już nie da), ale były dwa drinki powitalne oraz kupony rabatowe na gastronomię.

Przydzielony został pokój na siódmym piętrze, który wg zapewnień obsługi jest świeżo po remoncie, więc dziarskim krokiem udaliśmy się do niego. Pierwsze wrażenie, jak najbardziej pozytywne. Mały, skromny, ładny pokój z lekko przybrudzonymi ścianami, do tego odświeżona przyjemna malutka łazienka, ale diabeł tkwi w szczegółach. Podnosząc głowę w łazience ujrzymy pęknięty kaseton. Natomiast w pokoju chcąc schylić się do nocnej szafki zauważymy, że coś jest nie tak. Zostało z niej wyjęte radio, a boki nie zostały wyszlifowane. Ogólnie szafka wyglądała, jakby czekała na wyrzucenie. Podchodząc do krzesła zauważyłem kilka plam na wykładzinie, prawdopodobnie od farby i odklejającą się tapetę. Chciałem również sprawdzić menu, które okazało się także brudne… Gdyby doba w takich warunkach kosztowała conajmniej połowę jak nie 2/3 mniej tego co zapłaciłem to byłoby to do zaakceptowania. Co na to wszystko hotel? O tym za chwilę. Warto również zaznaczyć, że w pokoju nie ma lodówki czy też zestawu do herbaty i kawy, ale to nam rekompensuje dostępny 24h express w lobby.

Po rozpakowaniu udaliśmy się do restauracji na kolację. Wybór padł standardowo na burgery, które były smaczne, trochę małe, ale warte zamówienia. Na drugi dzień również je zamówiliśmy, niestety tym razem było gorzej, a to za sprawą wysmażenia mięsa, które w środku było surowe, a na zewnątrz mocno wysmażone. Nie wiem czy to kwestia umiejętności różnych kucharzy czy też kawałków mięsa, ale jedzenie kotleta w pół tatara nie jest najprzyjemniejsze.

Cena noclegu obejmuje również śniadania, które są skromniejsze niż w trzy-gwiazdkowych Mercurach. Trzeba przyznać, że są smaczne i mamy też do wyboru dania ciepłe jak i na zimno, w tym domową sałatkę jarzynową. Miłym akcentem jest 'strefa’ poświęcona jabłkom, w ramach której oferowana jest szarlotka, kompot jabłkowy (był tylko pierwszego dnia), czy naleśniki z musem jabłkowym.
O godz. 12.17 (dziękuję hotelowi za informację) zmieniłem wywieszkę z proszę nie przeszkadzać na proszę posprzątać pokój. Wracając z wycieczki po godz. 18tej niestety nadal ta kartka wisiała i nikt z personelu nie odwiedził pokoju. Zwróciłem uwagę w recepcji na ten fakt i w ramach rekompensaty otrzymałem kolejne vouchery na drinka powitalnego.
Zawsze w hotelach proszę o otwarcie rachunku na pokój i z reguły jest to robione automatycznie, niekiedy wymagana jest pre-autoryzacja i tak było w tym przypadku. Ogólnie nie jest to nic nadzwyczajnego, ale męczące było to, że za każdym razem obsługa restauracji pytała się, czy aby na pewno jest pre-autoryzacja. Lepiej i pewniej dla hotelu byłoby, aby to obsługa wykonała telefon do recepcji z pytaniem… Podczas przedłużania pobytu dla kierownika recepcji ważniejsze było poinformowanie, że jest gastronomia do uregolowania (pre-autoryzacja okazała się być niższa niż łączne rachunki za gastronomię) niż skutecznie przedłużenie pobytu – efekt? Po godz. 12tej odbiłem się od drzwi pokoju, bo Pani z recepcji nie odbiła tego faktu na karcie do pokoju (pewnie ten rachunek ją tak zestresował).
Podsumowując, ten pobyt w porównaniu do poprzedniego był bardzo słaby – podniszczony pokój z niechlujnie zrobionym remontem, 'nierówna’ kuchnia, brak serwisu sprzątającego i to parcie obsługi na pre-autoryzację. Miałem wrażeniem, że hotel boi się, że ucieknę bez regulowania należności, a przecież i tak posiadają dane karty…
Powyższymi uwagami podzieliłem się z Accorem, który je przesłał do hotelu. W skrócie hotel stwierdził, że:
– plamy w pokoju są ale pod łóżkiem i szafką, więc musiałem je przesunąć (zaznaczę, że w takim przypadku łóżko musiałoby być pod oknem a nie pod ścianą)
– brudne menu – niemożliwe bo było czyste
– dziura w suficie w łazience – brak odpowiedzi
– plamy na ścianach – normalne plamy
– brak serwisu sprzątającego – bo wywieszkę zmieniłem o 12.17, a serwis pracuje do 12tej (że też się nie domyślilem – patrząc na pobyty w innych hotelach z reguły sprzątanie miało miejsce później niż 12ta)
– parcie na pre-autoryzacje – hotel uznaje wyłącznie płaność z góry.
Szczerze mówiąc, czytając odpowiedź hotelu poczułem się jak filmie Barei. No bo co Pan zrobisz jak nic Pan nie zrobisz.
A zrobię! Nie przyjadę tam! O!
Jak ktoś jedzie do Bielska to lepiej wybrać inny hotel, a jak ktoś szuka bazy noclegowej w tych rejonach to śmiało mogę polecić Mercure w Cieszynie czy Wiśle – Cieszyn zbliżony cenowo do Bielska, a Wisła trochę droższa z racji miejsca i nowszego obiektu. Tam się nie poczujecie jak przysłowiowy wrzut na tyłku co meble przestawia 🙂

Możesz również polubić

Dodaj komentarz